Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Bo nawet koniec ma początek: Long Way Round 2013 - 26.04.2013 - 04.05.2013


Korzystam z mojej energii
Naciskając i wrzucając mój sposób by się zaspokoić
Prawie tam, prawie tam
Czuję, że zmierzamy donikąd...

Magnetic Man ft. John Legend "Getting Nowhere"


Czy miałeś kiedyś wrażenie, że to bagno, w którym ugrzęzłeś ciągnie się bez końca, a droga za kolejnym zakrętem prowadzi donikąd...? Nie, to nie jest wstęp do twojego ulubionego najgorszego koszmaru :) Witajcie w  realiach majówki 2013 - spontanicznej kontynuacji wakacyjnego Long Way East 2012. Pokręceni aktorzy ci sami: Damian, Michał i ja - tym razem postanowiliśmy zatoczyć krąg po bezdrożach północnej Polski.


Ale o tym...po kolei :)


Wyścig zbrojeń


Wprawdzie sezon zimowy 2012/2013 był niemiłosiernie długi i nużący brakiem wyczekiwanego słońca i ciepła, to jednak okres ten upłynął pod znakiem intensywnych przygotowań do wiosny i lata, zwłaszcza w kontekście wypraw rowerowych. Na pierwszy ogień poszły same rowery - nadszedł czas rozstania z solidnie wysłużonymi od czasu ostatniego tripu dwukołowcami.
Mój wybór padł na niemiecki rower crossowy BICYCLES CRS800, marka szerzej w Polsce nieznana, ale parametry techniczne i osprzęt roweru są naprawdę warte swojej ceny:

BICYCLES CRS800

 

 Parametry techniczne

  • Rama aluminiowa 50 cm
  • Rozmiar kół 28 cali
  • Przerzutka tylna Shimano SLX
  • Kaseta Shimano 10 biegowa,11-36 Z
  • Przerzutka przednia Shimano XT
  • Mechanizm korbowy Shimano FC-T551 48/36/26Z
  • Pedały aluminiowe
  • Przedni widelec amortyzowany Suntour NRX-D z blokadą skoku 50 mm
  • Hamulce tarczowe Tektro Draco
  • Obręcz aluminiowa, 36 otworów
  • Opony Schwalbe Smart Sam 42-622
  • Waga ok. 13,4 kg
Przed wyprawą rower został doposażony w niezbędne akcesoria:
  • Błotniki rowerowe SKS Dashboard (przedni) i X-Tra-Dry (tylny)
  • Rogi rowerowe BBB Classic
  • Sakwy rowerowe Crosso Dry Big (komplet 60 l)
  • Wór transportowy Crosso Dry Bag 40 l
Bagażnik udało się przemontować z poczciwej Meridy.

 

Wyjechać...ale dokąd?

 

Przyjazny splot kalendarzowo-świątecznych okoliczności spowodował, że wystarczyło wziąć 3 dni urlopu, aby cieszyć się 9-dniowym wypoczynkiem. Idealny okres na zaplanowanie kolejnej przygody i przetestowanie zimowych nabytków. Początkowo przewijał się pomysł wyprawy do Wrocławia i zaatakowania Karkonoszy, ale ostatecznie bliższa idei Long Way Round stała się opcja kontynuacji zeszłorocznej trasy: tym razem od Gdańska, początkowo na zachód wzdłuż Wybrzeża, a następnie na południe w stronę Pojezierza Drawskiego. Sześć dni na rowerach, 650 km do pokonania - tak przynajmniej sugerowała mapa. A jak wyszło w rzeczywistości?


Dzień pierwszy (26.04.2013)

 

Aleksandrów Łódzki - Kutno - pociągiem do Gdańska


Podczas planowania podróży do Gdańska okazało się, że z Łodzi średnio pasuje jakiekolwiek bezpośrednie połączenie pociągiem z możliwością przewozu rowerów. Musieliśmy zatem dostać się najpierw rowerami do Kutna i dopiero stamtąd pociągiem do Gdańska. Wyruszyliśmy po godzinie 12 z Aleksandrowa Łódzkiego, planowany odjazd pociągu z Kutna: 15:22. Trasa minęła bardzo szybko, momentami obładowane rowery osiągały zawrotne 40 km/h, a słońce i ciepło także rozpieszczało. Przedział rowerowy jak zwykle okazał sie zapakowany ludźmi, czekała nas więc żmudna procedura zdejmowania bagażu z rowerów. Po blisko czterech godzinach drogi Gdańsk przywitał nas mgłą i lekkim szokiem termicznym. Wieczorem trochę pobłądziliśmy szukając noclegu w campingu na Stogach (okazało się, że o wiele łatwiej natknąć się na bunkier w środku lasu), ale ostatecznie udało nam się znaleźć nocleg w domku.

W pociągu do Gdańska

Dzień drugi (27.04.2013)

 

Gdańsk - Sasino

Po deszczowej nocy w dzień na szczęście już nie padało i przedpołudniowe śniadanie w McDonaldzie miało posłużyć jako zapas energetyczny na resztę dnia. Jak przystało na Trójmiasto - zapas ten szybko ulegał wyczerpaniu, bo czas leciał a my ciągle poszukiwaliśmy rowerowego połączenia między Sopotem a Gdynią. Gdy już się udało wpadliśmy na szlak zwany Pierścieniem Zatoki Puckiej, dosyć dobrze oznaczony, jednak przegapiliśmy moment odbicia w Swarzewie drogą w lewo i nieplanowo znaleźliśmy się we Władysławowie. Stąd już nie było wyjścia: albo Hel, albo zachód, dlatego obraliśmy kierunek na Żarnowiec i późno po zachodzie słońca dotarliśmy wreszcie do Sasina. Trudy blisko 140 km przeprawy wynagrodził komfortowy nocleg w domku i czekająca na nas krata Specjala :)

Kolejne z cyklu z "Żurawiem w tle"
Długim Targiem
Na plaży w Sopocie
Przyjazna rowerzystom ścieżka rowerowa w Gdyni


Prawie jak po schodach...

...Pierścieniem Zatoki Puckiej

Dzień trzeci (28.04.2013)

 

Sasino - Jezioro Gardno

 

Nad ranem przywitało nas słońce, więc długo się nie zastanawiając postanowiliśmy zjeść śniadanie na plaży. Posiłek i sesja zdjęciowa nad samym morzem okazały się jednak krótkie, ponieważ pogoda zmieniła się o 180 stopni - zrobiło się nagle pochmurno i chłodno. Po śniadaniu zapakowaliśmy się na rowery i ruszyliśmy w dalszą trasę. W Łebie zaaplikowaliśmy sobie porządną dawkę energii, jedząc na obiad makaron. Wybór ten okazał się strzałem w dziesiątkę, bo tuż za Łebą czekał nas najbardziej bardziej hardcorowy odcinek drogi podczas całej wyprawy. Sympatyczny, leśna szlak rowerowy biegnący wzdłuż południowego brzegu Jeziora Łebsko zamienił się nagle w nieprzebyte Bagna Izdebskie. Po przebyciu paru kilometrów bagiennymi dołami nie było wyboru - trzeba było zsiąść z rowerów i pchać cały swój dobytek po rozpadających się kładkach i służących za przeprawę bo błocie konarach. Buty kompletnie przemoczone, rowery oblepione błotem, mułem, trawą, trzciną i wszystkim tym co nazbierało się po drodze. Po paru godzinach umęczeni, ale szczęśliwi docieramy do tabliczki, gdzie "zażenowani rowerzyści" pozostawili potomnym przestrogę: "NIE IDŹCIE TAM, OGROMNE BAGNA". Szkoda, że trafiliśmy na to ostrzeżenie dopiero na samym końcu trasy...:) Pokonując kolejne bagienne doły docieramy wreszcie do Kluk (kolejna tabliczka: "8 km w 8 h - hardcore"), dalej podróż już suchym asfaltem. Wprawdzie na liczniku zaledwie 55 km, ale nadchodzący zmrok zmusza nas do poszukiwania noclegu. W efekcie rozbijamy namioty na dziko w lesie w rejonie wąskiego przesmyku pomiędzy morzem a Jeziorem Gardno, mniej więcej na wysokości Rowów.

Zachciało się śniadania na plaży...

Błoga nieświadomość przed bagnami Izdebskimi

I się zaczęło...







8 km/8h HARDCORE

 

Dzień czwarty (29.04.2013)

 

Jezioro Gardno - Krępa Słupska

Po cichej i spokojnej nocy w leśnej otulinie kierujemy się w stronę Ustki. W Rowach mając do wyboru dwie trasy: sprawdzoną asfaltową i bliżej nieznaną prowadzącą wzdłuż nabrzeża, nauczeni wypadkami poprzedniego dnia wybieramy oczywiście...tę drugą :) Okazało się jednak, że był to trafny wybór (trasy tej próżno szukać na mapie, google maps nie przewiduje zapuszczania się aż tak blisko nabrzeża). Nie była to ścieżka szybka, łatwa i przyjemna, ale widoki morza i klifu zapierające dech w piersiach w pełni rekompensowały wszelkie niedogodności. No i widok plażowiczów przyglądających się z niedowierzaniem trójce szaleńców przemierzających na przeładowanych rowerach leśne hopki i strumyki - bezcenny :)
W Ustce jemy obiad i naradzamy się nad dalszą koncepcją wyprawy. Zgodnie z pierwotnym planem pod koniec poprzedniego dnia mieliśmy dotrzeć rowerami do Darłowa. Tymczasem mieliśmy już jeden dzień obsuwy i byliśmy ciągle blisko 40 km od celu. Zapadła więc decyzja o zmianie dalszej trasy: z zakupioną w księgarni mapą Ziemi Kaszubskiej będziemy się teraz przedzierać w kierunku Borów Tucholskich. Pojezierze Drawskie - kiedyś tak, ale jeszcze nie tym razem.
Tego dnia po przejechaniu blisko 55 km zatrzymujemy się w okolicach Krępy Słupskiej, rozbijając namioty na leśnej polanie w dolinie rzeki Słupi.

Obozowisko nad Jeziorem Gardno

Poranne śniadanie

Taras widokowy nad Jeziorem Gardno

Plaża w Rowach

Plaża, morze i klify na trasie Rowy - Ustka










 

Dzień piąty (30.04.2013)

 

Krępa Słupska - Laska

Poranek w Dolinie Słupi przywitał słońcem i rześką temperaturą, czyli w sumie idealnymi warunkami do jazdy. Trasa przed nami była zresztą tym razem bardzo urozmaicona, wjeżdżaliśmy przecież do krainy borów, jezior, dolin rzecznych i wzgórz, czyli do Kaszub. Do samego Bytowa prowadził nas szlak zabytkowych elektrowni wodnych (Krzynia - Strzegomino - Gałąźnia Mała). Nie obyło się także bez przygód: rozpędzony Michał wpadł na żwirowej drodze tylnym kołem roweru w dziurę i urwał zaczep od bagażnika. Do cywilizacji było jeszcze daleko, na szczęście udało nam się wymontować płaskownik od mojej rowerowej stopki i zespolić przy pomocy opasek elektrycznych konstrukcję bagażnika na tyle, że wytrzymała trwale już do końca wyprawy. Nie popisał się niestety pan serwisant w Bytowie, którego jedynym wkładem w modyfikacje owej konstrukcji było pozbycie się opasek i dokręcenie płaskownika gwintowanymi śrubami. Ale przynajmniej w oczekiwaniu na jego zabiegi zjedliśmy bardzo dobry obiad w restauracji. Za namową właściciela serwisu rowerowego skręciliśmy za Bytowem w stronę Sonim i jechaliśmy już dalej asfaltową trasą przez gęste bory sosnowe. Pod wieczór dotarliśmy do miejscowości Laska, gdzie udało nam się znaleźć nocleg w leśniczówce z prawdziwego zdarzenia. Dystans pokonany tego dnia: blisko 85 km.

 

Dzień szósty (01.05.2013)

 

Laska - Więcbork

Z Laski kierujemy się leśnym skrótem w stronę Swornychgaci. Tego dnia towarzyszyła nam ciepła i słoneczna pogoda, która wyraźnie starała się dopasować do otaczających nas krajobrazów Borów Tucholskich. W Swornychgaciach prawdziwa uczta dla podniebienia - wykwintny obiad w Restauracji Leśnej, miejsce naprawdę godne polecenia! Po obiedzie ruszamy wzdłuż jezior Karsińskiego i Charzykowskiego w stronę Chojnic. Przed Charzykowami Damian zauważa zósemkowane tylne koło w rowerze Michała. Okazało się, że wypadły dwie szprychy...Serwis w Chojnicach spisuje się na szczęście na medal i bez przeszkód możemy kontynuować drogę w kierunku Sępolna Krajeńskiego. Ostatecznie przed wieczorem docieramy do Więcborka i rozbijamy namioty na dziko w lesie. Łącznie tego dnia pokonujemy prawie 80 km.
Trasa za Chojnicami


Sesja zdjęciowa w Sępolnie Krajeńskim: rower 1

...rower 2...
...i rower 3

 

 

Dzień siódmy (02.05.2013)

 

Więcbork - Skorzęcin

- To szykujcie dla nas piwo, mniej więcej po 21 powinniśmy dotrzeć do Skorzęcina.
Dotarliśmy dwie godziny wcześniej...:) A wszystko dzięki temu, że 135 km odcinek drogi od Więcborka do Skorzęcina pokonaliśmy w iście kolarskim tempie, średnia powyżej 28 km/h. W dużym stopniu sprzyjała temu trasa, równa, asfaltowa, ale z drugiej strony bez przygód i ujmujących krajobrazów...Ale ostatecznie cel całej wyprawy został osiągnięty i po siedmiu dniach mogliśmy wreszcie wziąć prysznic i snuć na spokojnie niekończące się opowieści.

Rynek w Szubinie



Postscriptum

 

Ps. 1. Dzień ósmy i dziewiąty (03-04.05.2013) minęły na relaksie w ośrodku wypoczynkowym w Skorzęcinie. Zdecydowanie najbardziej jednak przez te dni odpoczęły rowery :)
Ps. 2. Do domu postanowiłem urwać się w sobotę rano, wstając o 4 i przedzierając się rowerem najkrótszą możliwą trasą na pociąg do Słupcy. Dzięki temu nie ominęły mnie atrakcje w postaci wystraszonego stada dzików uciekających przed nawiedzonym rowerzystą przez pola :)
Ps. 3. Szacunek dla Michała, który postanowił w niedzielę pokonać samotnie na odciążonym rowerze trasę ze Skorzęcina do Aleksandrowa Łódzkiego (ok. 160 km). Jak przystało na Michała - czynu tego dokonał :)
Ps. 4. Szacunek także dla Damiana, któremu udało się uratować zdjęcia z telefonu, dzięki czemu wszyscy zawdzięczamy przebogatą fotorelację z tej kolejnej niezapomnianej wyprawy :)